go i otaczających, czytając w nich co się w sercach działo.
Mikołaj już od godziny począł swą sprawę, wymownie, gorąco obstając przy tem, że kara surowa na zdrajców była niezbędną dla postrachu i przykładu.
— Miłościwy książe — mówił — gdyby rodzony brat mój znalazł się pomiędzy jeńcami, Bóg świadkiem duszy mojej, nie żywiłbym go, nie prosił za nim, dałbym winną pod topór głowę. Surowości w tem państwie potrzeba, bo się wszystko rozprzęga. Prawo Boże nie sprzeciwia się karze zasłużonej. Oni nastawali na gardło wasze, na życie, na prawa, na władzę, na skarby, oni by wam nie przepuścili, im się nie godzi przebaczyć.
Ziemianie za nim stojący, już to dla przypodobania mu się, już aby dowieść, że ze zdrajcami nic ich nie łączyło, choć książe milczał, potakiwali surowemu Mikołajowi.
Jak skoro on przestawał mówić, szmer i urywane słowa wtórowały karę surową, nieubłaganą. Kaźmierz słuchał, biskup oczy to na brata, to na niego obracał.
— Porwali się na nas, nic to jeszcze — ciągnął wojewoda — bunt to był, ale wojna! Gorzej że knowali, sprzysięgali się, zaręczali wierność, a obmyślali zdradę. Porwanie się z orężem krewkością ludzką można rozgrzeszyć, niepoczciwość o pomstę do niebios woła. Całowali nas pocałunkiem Judaszowym, zaklinali się krzywoprzysięstwem. Ślubowali wierność kopiąc doły.
Topor i pieniek — to ich nagroda!
Mruczano że śmierci winni — gdy ks. Kaźmierz, który słuchał cierpliwie, ręce do góry podnosząc, zawołał:
— Miły mój! miły mój! dość już krwawych tych słów. Winni są, a myżeśmy bez grzechu? Cóż gdy Bóg nas za winy nasze tak srodze karać zechce jak my ich? Przypomnij codzienną modlitwę o win
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.