Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

zawołał — nie godzi mi się zdania mojego bronić. Kapłan inaczej mówić nie może, lecz na Boga, inne prawo duchowne, a rycerskie i świeckie a królewskie! Znajdujecie przykłady łaskawości, postawię wam innej surowości!
— Bracie — przerwał biskup — strzeż się abyś rozróżniając prawa w błąd nie popadł i duszy swej nie zgubił. Nie ma dwóch praw na świecie — jedno jest tylko, bo co się z Ewangelią nie zgadza, bezprawiem jest i pogaństwem.
Wojewoda skłonił głowę przed bratem, ale nie zamilkł.
— Samem to z ust twych dosłyszał mój ojcze — rzekł — iż w Piśmie świętem stoi: złe drzewo wycięte będzie i na ogień rzucone!
— Pismo mówi prawdę — odparł żywo biskup — a ty go nie rozumiesz. Nie stoi w piśmie kto drzewo ma ściąć i rzucić na ogień. Wyrok spełniającym nie człowiek jest, ale sam Bóg — on karze zło i jemu zostawmy surowość, gdy nam ułomnym przystało przebaczenie.
Mikołaj na piersi zwiesił głowę.
— Zaprawdę — rzekł kwaśno — przeciwko panu naszemu dobrze jest bunt podnosić. Uda się, to się zyszcze, nie uda, to przebaczy. Czemuż źli ludzie próbować nie mają?
Westchnął ciężko.
— I Kietlicz ujdzie z życiem?
— Kietlicz mój! — odezwał się kniaź Roman z kąta — o niego wy bądźcie spokojni, ja mu zawdzięczę jak zasłużył.
— A Bolko? — spytał Mikołaj — i ten wolnym ma być?
— Ten tembardziej na uwolnienie zasługuje, że szedł nie po woli własnej, ale za rozkazem ojca — odezwał się książe — bratankiem mi jest, krew moja. Rychlej rozbroję Mieszka gdy go puszczę, niż gdybym go dał ściąć lub trzymał w niewoli. —