Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Ustępował już, gdy na myśl mu przyszedł książe, zwrócił się do starej, dobywszy pieniążków.
— Jeśli wszystko wiecie — rzekł — powiedzcie, co czeka tego, którego ja miłuję?
Czechna spuściwszy oczy, zadumała się.
— Jego — rzekła — czeka to, co wszystkich ludzi.
Potrzęsła głową i zaśpiewała półgłosem:
— „Kto co lubi, to go zgubi!”
Zamilkła i odwróciła się od niego. Tymczasem wyszedł był ze swego osłupienia Bogorja, nie spojrzawszy na starą, wyciągnął Stacha ze dworku.
Śmiech się dał słyszeć za niemi.



VIII.

Kilka lat upłynęło od opisanych wypadków.
Kraków cały wybiegł na spotkanie zwycięzkiego pana, który z wyprawy przeciw pogańskiej Jaćwie powracał.
Wojna to była, przypominająca czasy bohaterskie Krzywousta, walka z dziczą, w kraju niedostępnym, ze zdradą na każdym kroku. Dziś poddawał się Drohiczyn, jutro ci co wierność poprzysięgli zasadzali się na wracających spokojnie, aby ich wybić w lasach i moczarach.
Kaźmierzowe wojsko wśród błot, topielisk i gąszczy zgniotło dzicz i rozpędziło.
Witano Kaźmierza zwycięzcę.
Nic nie zdawało mu się braknąć do szczęścia; nikt nie śmiał się porywać na niego, rodzina siedziała cicho na udziałach, Mieszek nawet dochowywał danego słowa, pokój panował w kraju i na rubieżach.