Z okna znowu patrzała na zamek pusty i płakała...
Ksiądz Wit, człek dobry, powolny, nawykły w tym kraju przebaczać wiele (tym, co nie wiedzieli co czynili), przybył pocieszać, nie zasmucać. Jagna mu w krótkich powiedziała słowach, że Stach mężem jej miał być, więc go za męża liczy, a choćby nie chciał ich pobłogosławić — byle jej go mężem zapisał, bo mu mienie po sobie chce zostawić. Dodała, że wieś do Pokrzywnicy zapisze do klasztoru, kilką kop groszy do kościoła św. Floryana, przy którym ks. Wit zostawał. Wszystko to spisać prosiła.
Ostatnią tę wolę opowiedziała spokojnie, przytomnie, stanowczo, prosząc, aby ks. Wit poczestnych do listu znalazł świadków i spisał go tak, by pod klątwą, nikt nie śmiał naruszyć.
Ks. Wit sądząc, że pocieszać był winien, odezwał się, iż przecie żyć może.
— A choćbym i pożyła, mój ojcze, możecie spisać, toć nie grzech, woli nie zmienię.
Wręczyła mu jeszcze ofiarę dla niego i kościoła i rzecz była skończona. Wielkich naówczas formalności nie wymagano, a gdy duchowny spisał i świadków postawił i pieczęć przyłożono — starczyło tego.
Ks. Wita odesłano do miasta, Stach pozostał, nie miała już siły do rozmowy, słabym głosem prosiła go tylko, by się dowiadywał do niej póki żyła.
Stało się wszystko po jej woli.
Po tym dniu nie zasłabła gorzej, owszem uspokoiła się i położywszy, leżała pół senna, jak wprzódy, polewki trochą żyjąc lub chleba kruszyną.
Gdy Stach do niej przybywał, zwracała się do niego zawsze z jednem pytaniem:
— Niema pana?
O panu przychodziły wieści. Stach rozpowiadał: jak wojował zwycięzko, jak nieprzyjaciół krzyża pokonał, zdradę ich zwalczył i że już na drodze był
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.