szczęśliwością. Szczęśliwe wejrzenie, oczy błogosławione, które tej chwały używają.”
Cysters czując się dotkniętym wymówką św. Bernardowi uczynioną, po krótkim namyśle odparł:
— Ten to nasz Bernard, który Abailarda potępił, przyczynę swego sądu w liście do niego wyraża, pisząc w nim, co się do innych mędrków czasu tego da zastosować. „Igra się teraz z prostaczków wiarą, rozdzierają się tajnie Boże, zagadnienia rzeczy najwyższych zuchwale roztrząsają[1].
— Ojcze miły — przerwał Kaźmierz, który uczuł się z kolei dotkniętym zarzutem. — Nie godzi się może rozbierać i roztrząsać, ale godzi chcieć oświecać i szukać światła, nawet prostaczkom jak my. U ojców kościoła, u poetów chrześcijańskich, o których od was się uczę, wszak nieodgadnione zagadnienia co chwila wracają, bo się człowiek zajmowaniu niemi oprzeć nie może.
— Zaprawdę tak jest — dodał mistrz Wincenty — zagadki jednak pozostały nierozwiązane. Mędrcowie nauczają nas, że się nic nie wie, oprócz tego, że się nie wie nic. Teofrastus dodaje, że się w nic wierzyć nie powinno, oprócz, że niczemu wierzyć nie trzeba. A Eudemiusz poprawia go, dodając: prawie[2].
— Smutno byłoby w tych ciemnościach — wiekować — rzekł książę. — Coś przecie światła płynie od ludzi Duchem Świętym natchnionych.
— Zapewne — dodał Pełka — poetom też śpiewać się przydarza o tem, czego oko nie widziało, ucho nie słyszało, a co ich dusza przeczuwa.
— Świadkiem ów piękny opis Raju u św. Awitusa — rzekł mistrz Wincenty.
— Nie pomnicież go? — zapytał Kaźmierz.