Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

które nas ściga; potrzeba zamknąć się wśród ścian czterech z samym sobą, z myślą tylko i z tęsknotą, w pracy i spokoju ducha szukając ulgi na cierpienie.
O ciężkoż nam tu, ciężko w tych Drażdanach nadłabiańskich (tak je każą nazywać Wendowie) prześladowanym przez klimat jakiś niegościnny, ludzi gorzéj niż zimnych i uśmiéchy naigrawające się tych, których opiece (styl urzędowy) rząd saski powierzył cudzoziemców. A choć tu z niedaleka od swojego kraju zawieje wiatr jaki i ten chłód przynosi, i ten tęsknotę mnoży i on zdaje się szydzić z rozbitków.
Prawdziwi wygnańcy i rozproszeńcy żyć musiemy osamotnieni i między sobą dzieli nas różność przekonań, położeń, przesądów, tysiące obaw i ostrożności, a do cudzoziemców zbliżyć się niepodobna, ta-