Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

dałby sobie rady, wszyscyby od niego uciekali jak od zapowietrzonego, nawet najbliżsi krewni, nikt by mu niedopomógł i stałby się parją najnieszczęśliwszym.
Cecha to już niechrześciańskiego społeczeństwa, bo w Ewangelyi od chrztu począwszy do sakramentu ołtarza, do obowiązków braci za jakich się wszyscy uważać powinni, wszystko tchnie spojeniem w całość jak najściślejszą człowieka. W pierwszych wiekach chrześciaństwa prawo to objaśniało się jeszcze wyraźniej. Wszędzie gdzie religja wystyga i staje się czczą formą, gdzie duch Boży wiać przestaje, społeczeństwo musi przyjść do tego rozdrobnienia, rozproszenia i stanu nieufności obronnej, oczekującej tylko jakby zaczepki i gotowéj ją odeprzéć. Nieznacznie się idzie do tego, ale w końcu wystygłe towarzystwo, wiąże się tylko jakiemiś węzłami przy-