Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

miło. W takiej to cnocie ujemnéj, chłodnéj, nijakiéj przychodzi nam tu żyć, a dobrze jeszcze jeżeli się ona znajdzie.

Nic to jeszcze gdy człowiek zdrowy, młody, silny wpada w takie społeczeństwo; — ale chory, zraniony, obolały, potrzebujący pociechy i spółczucia! Zewsząd ranią go ostre kanty tego obyczaju samolubnego.. i gorzkim, gorzkim wydaje mu się ten chleb Danta, ciężkimi te wschody... do kancellaryi dyrektorjum policyi, które upokorzony razem z włóczęgami (gdybyż tylko!) przechodzić musi..

Spytajcie jakiemi go tam pogardliwemi przyjmą potém oczyma, jak szyderską mową, jakim uśmiechem obrachowanym na ukąszenie.

Dodajcie w koło milczenie opasujące wszędzie, twarze obce, mowę nie swoją,