Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.
II.


— Są chwile, są usposobienia, są napady nieudolności na człowieka takie, że się nie czuje na siłach, aby coś większego mógł począć i coś porządniejszego zrobić potrafił. Przecież nie podobna mu siąść z założonemi rękami i dać się pochłonąć nicości w spoczynku bezmyślnym..

Przywykły do zajęcia zrywa się do niego, jak amputowany, co ze snu wstając, chciałby stąpić na obie nogi, zapomniawszy, że jednej z nich już nie ma i nigdy mieć nie będzie. W takiej chwili poczynając te zarysy, pocieszam się, że samo utrapienie duszy, musi wśród plewy rzucić ja-