wtarzająca się, gorzej stokroć oburza ta Czekoladniczka nieznośna, z którą się rozminąć nie można.
Jest to sobie ładna Stubemädchen, po naszemu subretka, w stroju XVIII wieku, niosąca dla kogoś filiżankę czekolady, wykonana sucho, zimno, jasno, z natury i bez źdźbła poezyi. Za co ją sobie ci ludzie tak upodobali? dla trochę zadartego noska? białych rączek, które tu są tak rzadkie, uśmiechu głupkowatego i zaciśniętych ustek? dla wyblakłego pastelowego tonu obrazu? Nie wiem doprawdy, ale Czekoladniczkę znajdziecie w każdym sklepie, w każdem oknie, na cukierkach (mniejsza o to), na serwetkach tkaną, na kanwie szytą, po tysiąc razy powtórzoną na porcelanie (co dla niej najwłaściwsze) odtwarzaną akwarelą guaszem, olejno, na szkle, w odlewach... aż do ostatecznego uprzy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.