wyszarzanym, w kapeluszu dosyć porządnie odświeżonym ale w bardzo wyszarzanych spodeńkach źle okrywających niezupełnie świeże buty, pokorny, przygarbiony, stary, w okularach starej formy. Zaczął od kilku słów dosyć połamanej polszczyzny...
Był to jak się z rozmowy ukazało, niegdyś wcale dobry muzyk, przewodniczący pułkowej kapeli przed rokiem 1831, pamiętał dawne dzieje, dużo się kręcił po świecie, po Włoszech, po Francyi, dziś odpoczywa w domu ubogich w Dreźnie. Staruszkowi raz czy dwa tylko w tygodniu wyjść wolno na parę godzin po południu... Nosi on zwinięty rulonik nut misternie skryty za podszewką surduta (bo mu ich widać nie wolno brać z sobą). Nie prosi on o datek, ale gdy pocznie życia tułaczego opowiadać dzieje, mimowolnie sięgniesz po grosz, aby się z nim podzielić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.