Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

czas przychodzi, to pewna. Idziemy niechybnie do zupełnej metamorfozy społeczeństwa, które za sto lat zmieni się do niepoznania.
Wszyscy to czują, nie każdy pragnie i życzy sobie — ale żelazna konieczność.
Któryś z tutejszych gawędliwszych Sasów spytał naszego ziomka z zupełnie dobrą wiarą, jak Polacy, słaba garstka... porwać się mogła przeciw tak potężnemu nieprzyjacielowi?
— Kochany Michelu, odpad zagadniony sądząc że go nawróci — a gdyby — przypuśćmy, Prusacy was Sasów dusić zaczęli i przewodzić wam i...
Na wzmiankę o Prusakach, których tu (oddajmy sprawiedliwość Sasom) nie cierpią wszyscy — Michel cofnął się aż mocno zaczerwieniony i poruszył... ale się dużo zamyślił.