Chorągwie różne wynosili do góry i ledwie je wiatr rozwinął, tysiące pocisków rozdzierało, podarło w szmaty; tylko jedna wielka, biała ze złotym krzyżem szła górą...
A były na innych znaki różne, znaki życia i znaki śmierci, zjednoczenia i rozproszenia, jasności i nocy... Jedne zszyte były ze starych łachmanów, drugie z błyszczących tkanin, inne z pajęczyn snute, inne kute ze stali, żadna przecie nie przetrwała długo, ale skoro jedna nikła, zjawiała się druga... a byli co ręce obcinali tym, którzy je nieśli i chorągwie szły dopóki ich wiatr nie podarł, same...
Pod żadną przecie nie jednoczył się tłum, tylko część jego zbiła się w kupę a druga opasywała ją bojowym łańcuchem, a każdy znak podniesiony do góry był hasłem coraz zaciętszego boju.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.