by mieszkańców uczynić współuczestnikami swej niegościnności. Wiedziano bardzo dobrze, że choćby stu Polaków biednych wypędzono, bogaci zostaną...
Nieśmianoby pewnie najuboższego tknąć Anglika, boby się za nim ujęła cała Anglia zamieszkała w Dreznie i wszyscyby wyjechali... ale gdy ruszono Polaka nazajutrz tem grzeczniej kłaniali się wszyscy policyantom. Otóż dla czego nie mamy poszanowania u obcych... dla czego dziś wyraz Polak nic nie oznacza, tu przynajmniej, prócz może — nieco lekkomyślnego człowieka.
Moglibyśmy to naprawić, ale nie potrafimy, potrzebaby więcej jedności w sprawach naszych; bądźmy federalistami, gdzie idzie o sprawy prywatne; niech każdy kieruje niemi, jak mu się podoba: ale centralizujmy się, gdy chodzi o imie Polaka,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.