Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

jednych rękach, lub jeśli dłoń ta była słabą dzieliła z uprzywilejowanymi siłę, którą się posługiwać nie umiała. Toż samo powtarzało się w kościele, gdzie instytucye demokratyczne pierwszych wieków, prawa zgromadzeń i kapituł, soborów wreście, coraz obcinane, musiały ustąpić nieograniczonej władzy biskupów i papieża. Same wybory zwierzchników duchownych od ludu przeszły do zgromadzeń kapłanów, a od nich w ręce władzy świeckiej. Kościół stając się przez to zależnym i podległym, nie mógł już stawać w obronie ludów i z trybunału najwyższego zszedł do prawie tylko cienia jakiejś władzy uszczuplonej, fikcyjnej. Zyskali przez to panujący na przyroście siły i znaczeniu. Papieżom wprawdzie zostawiono nieomylność w rzeczach wiary, znikły sobory tak jak sejmy, ale nieochybność ową stolicy apo-