Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

nie odzywają się głosy uświęcające ją i odwołujące się do niej, panowanie jejwidocznie zbliża się do końca; narody pierwsze zrzekną się walki pięściowej, spisków tajemnych, dróg fałszu milczących i skrytych, a prawda wyznawana jawnie przez wszystkich zwycięży.



Jeden z przyjacioł Adama Mickiewicza opowiadał następującą z lat jego życia ostatnich przygodę, która maluje najlepiej czystą jego duszę. Między nim a przyjacielem *** zaczęła się raz wieczorem rozmowa, w której marzenia i przypuszczenia, ten pokarm powszedni wygnańców, obficie zasilały biesiadę. Zaczęli mówić oba o bogactwie i użyciu go; przyjaciel w końcu zapytał Adama: coby on począł, gdyby nagle stał się bardzo bogatym? Ja, rzekł Adam, wykupiłbym wszystkie a wszystkie egzemplarze Konrada Wallenroda i do jednego bym je spalił...
Czuł to lepiej nad innych Adam, jak