rały nigdy w środkach, stawi za zasadę, że i rewolucyi, choćby najczystsze cele mającej — wolno jest iść drogami jakiemi zechce... to jest krzywym gościńcem do prostego celu.
W ogóle moralne poczucie ogółu wystygło — sceptycyzm dziwny zastępuje one wszędzie... śmiejemy się ze wszystkiego — czysty jest kto zwyciężył — winien kto upada.
Dla upadłego — væ victis pogańskie, z nim wolno wszystko jak z niewolnikiem, to już nie człowiek; tylko współczucie dla słabych i zwyciężonych jest zbrodnią.
Odwróćmy oczy od tego ohydnego obrazu męczeństw i znęcań się których, nawet dzika namiętność nie tłumaczy, które są torturą zadawaną przez wystygłe, głupie, bezbożne doktryny niedouczonych barbarzyńców lub zgrzybiałych nędzników politycznych.
Ratunku potrzeba... nie ma go gdzie indziej, jak we zwrocie do pewnych zasad i prawa... do moralności ogólnej, której nikt naruszyć i łamać nie powinien, choćby mu się marzyło, iż ten gwałt jego świat zbawi, naród wyzwoli...
Czyńmy cośmy powinni — niech się stanie co zechce...
My cośmy ucierpieli najwięcej z obu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.