Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

le szacunku, lubię jego towarzystwo, bo go Staś mój pokochał, ale od tego do złamania ślubu... o! daleko jeszcze, pani!
— Jakiż to ślub ci w głowie? moja Marysiu! — z podziwieniem odezwała się Emerykowa.
— Ślub który mnie z mężem łączy.
— Ależ on umarł.
— Tak jest, umarł dochowawszy swéj przysięgi; ja żyję, i pozostaje mi moją spełnić, trwając do śmierci wierną jego pamięci; tego dopełnię.
Po tych wyrazach wyrzeczonych z zapałem, głosem który nie dozwalał odpowiedzi; zamilkła uparta sąsiadka, zamyśliła się i kwaśno pożegnać miała dziwaczną, jak ją w duchu zwała, kobiétę, gdy przypadkiem Juljusz nadjechał. Oczy jéj zabłysły — została.
Wdowa chmurno przyjęła gościa, domyślając się jakiejś zmowy tam, gdzie nie było żadnéj, niecierpliwość i oburzenie nią miotały i po chwili, wytrwać nie mogąc, wstała i zbliżyła się poważnie do młodego człowieka.
— Zadziwisz się pan, — odezwała się z uczuciem godności i niejaką dumą, że sama