Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzkości, dla myśli szlachetnéj, i jutro toż samo życie postawić na kartę dla igraszki, dla zabawki, dla roztargnienia, dla pięknych oczek w których błysło trochę życia i nadziei. Jakże chcesz bym tak płochemu choć najpoczciwszemu, zwierzał się z tego co może jest tajemnicą życia mego!
— Na Boga! ale kiedyżem zaufanie zdradził? — zawołał Juljusz.
— Poczekajno, poczekaj, nie rozpalaj się i nie krzycz, widzę że tu nie miejsce do rozmowny, pójdźmy na ustroń trochę.
To mówiąc ruszył się Hryć z pagórka, a Juljusz wiodąc konia za sobą postąpił za nim milczący, lecz jeszcze pod wpływem podziwienia i rozdrażnionéj ciekawości; szli a oczy młodzieńca nie opuściły na chwilkę tajemniczéj postaci, którą miał przed sobą, jakby ją wzrokiem chciał przeszyć do głębi i odgadnąć.
Spuściwszy się ze wzgórza, przeszedłszy strumyk i okrążywszy część wyniosłości na któréj rósł Ładowy gaj, znaleźli się w parowie zarosłym krzewami z góry i tak gałęźmi ich zasklepionym, że promień słońca nigdy się tu nie mógł przecisnąć. Z pod jednéj ściany