Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

ny życia i osamotnienia, jak można byś tak prędko znowu, ledwie zastudziwszy serce z jednego uczucia, rozgorzał zaraz drugiém?
Juljusz powstał. — Ale mój kochany tatku, pozwól się po dawnemu nazywać, zkądże ta wszechwiedza — rzekł pokrywając żartem wrażenie — wiesz jak tu przybyłem, i wiesz już nawet co myślę w téj chwili?
— Wszak tak zawsze bywało, — odpowiedział stary — przypomnij sobie, niceście przedemną ukryć nie mogli; cóż dziwnego że i teraz po kroku jaki uczynisz, dopytuję się uczucia, które za niém idzie nieuchronnie?
— Zkądże wiész kroki?
— Bo na nie patrzę...
— Chcesz więc bym oszalał... ja tego nierozumiem.
— Może kiedyś wszystko ci się jaśniéj wytłumaczy — powolnie mówił Hryć wstając — teraz czas się nam rozejść...
— I porzucisz mnie tak?
— Nie na długo, zobaczemy się...
Juljusz odchodzić nie chciał, stał wryty, wtém jakby na jego szczęście silny grzmot dał się słyszeć; błysnęło szeroko, grom roz-