Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

od przewiewu przytwierdzał je do jednego z bliższych słupów.
— Nie wiém, — odparł Hryć — końca jéj nikt niedoszedł.
— Szkoda! to ciekawa starożytność, możeby się co w niéj odkryło.
Ta uwaga widocznie zniecierpliwiła starego który brew zmarszczył i posępniéj odpowiedział:
— Coż się tu znaleźć może, nagie ściany, kości trochę i popiołu, ja byłem daleko w głębi, toż samo co tutaj, tylko niedoperzów więcéj.
— Ale muszą być jakieś podania o téj jaskini? coż znaczą te kości? — badał Juljusz, cały zaprzątniony nowém odkryciem, rozglądając się — to widocznie są czaszki ludzkie.
Starzec zamilkł, i zdawał się przysłuchiwać burzy, która wrzała coraz się jeszcze powiększając nad ich głowami; chwilami z wstrząśnionéj ziemi sklepienia sypały się na nich drobne obłamy, koń Juljusza rżał niespokojny u wnijścia.
Po chwili z westchnieniem usiadł Hryć przy młodym człowieku i kładnąc mu rękę na kolanach, zapytał: