mnie nazad do chaty, zapowiadając, że przyśle późniéj i ułatwi mi tę naukę któréj tak pragnę. Tymczasem bracia starali mi się wybić z głowy dziwne zachcenie, w Starém raz piérwszy się zdarzające, bo tu przywiązanie do naszego stanu więcéj niż gdzieindziéj wyrobił dobry byt i tradycya przeszłości.
— Jakiéj przeszłości? — zapytał ciekawie Juljusz.
— Może się kiedy i o tém dowiész, — odpowiedział Soroka, — dość że i my mamy swą przeszłość i dzieje które pomnim, z których jesteśmy dumni. Przywiązanie też do swojéj ziemi, do swéj siedziby, do tego kąta pradziadów, wyrobiło się w nas potężniejsze niż gdzieindziéj. Uczułem i ja zamiłowanie w tém życiu, ciszy, pracy, śpiéwów, podań i wpatrywania się w twarz pięknéj ziemi matki, w dzieło Boże, — ale pomimo to, została mi w głębi tęsknota za urojeniem. W życiu tak zawsze: nie postrzeże się człowiek, jak w duszę padnie mu drobne żądzy nasionko, jak wyrośnie i obejmie mu piersi i skuje go sobie na hołdownika. I we mnie tak pragnienie czegoś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.