Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

wet, anim postrzegł tego podobieństwa, ani wdzięku, modliłem się do Anny tylko.
Anna czy nie postrzegła w początku mojéj miłości, czy ją umyślnie wystawiła na próbę wytrwania, obchodziła się ze mną zimno, niczém, a niczém niedała mi poznać, że mnie z tłumu wyróżnia. I wyrok ten znosiłem z pokorą! byłem gotowy na wszystko, na wzgardę, pośmiewisko, odepchnienie, zapomnienie, a nie mogłem jéj nie kochać, jak nie mogłem nie oddychać.
Byłem cierpliwy jak konieczność, cichy, milczący, ale wzrok mój mówił tak głośno, że wszyscy słyszeli żem kochał. I śmiano się ze mnie!
A co mnie tam wówczas śmiech obchodził! Mogę powiedzieć że mi odjęła życie, uczucie jego, przytomność, naw et swobodę rozmysłu. Jutra nie miałem, nie było wczoraj, była jedna ogromna, jasna, wielka teraźniejszość.
— Był to niestety! rodzaj bałwochwalstwa i szału! — westchnął starzec. Juljusz mówił daléj:
— Po długich wiekach téj pokuty u pro-