Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

pieczarze nie słyszeli? wszak muszą być o niéj jakieś podania?
— Podania! — powtórzył Hryć uśmiechając się smętnie, — a gdzież ich niéma? a kto z was je zrozumiał. To owoc tak naturalny każdego zamieszkanego kątka ziemi, że niéma skały najtwardszéj, na któréjby go nie posiało życie ludzkie! Szumią niém stare dęby, płyną rzeki stare, i wiatr je opowiada w gruzach zamczysk wyludnionych, rosną na grzędach naszych ogrodów, kryją się po lasów głębi. Gdzież ich niéma! Wiém, że dziś, późno, szukacie ich skrzętnie, spisujecie troskliwie, ale kto wam da klucz do nich, gdy wszystkie chcecie otwiérać niedowiarstwem i sceptycyzmem, symbolem lub parabolą? Nie umiecie odgadnąć ani myśli jaka w nich tkwi, ani czasu do którego się odnoszą, ani dziejów, które opowiadają. Tymczasem tłumaczenie przychodzi zkąd się go wcale nie spodziewaliście. Ktoby posądził naprzykład prace Cuvièra, że one odtworzą smoki i potwory, z których się śmiał za boki trzymając rozumny wiek XVIII? O! nie rychło, nie ry-