Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

lekie miejsce, gdzieby pani mogła być zupełnie bezpieczną...
— Z wami jam bezpieczna wszędzie! z uczuciem odezwała się wdowa — ja się nie lękam... chciałabym tylko oszczędzić Stasiowi strachu, który czasem na dzieciach na długo robi wrażenie.
— Możnaby zamknąć się w skarbcu, bo to miejsce obronne, ale tam wszystko słychać będzie; nie lękasz się pani deszczu i błota?
— Ty wiesz, — uśmiechnęła się Marja, — jam córka szlachcica, przywykłam do wszystkiego, Stasia nie pieszczę... pójdziemy gdzie nas poprowadzisz...
— Ale, dodał po cichu stary mierząc ciekawém wejrzeniem swą panią i badając w rażenie jakie zrobi: dziwnym przypadkiem jest tu Juljusz Zlewa, który dowiedziawszy się o niebezpieczeństwie, przyleciał...
Twarz Marji niezmieniła się wcale, trochę tylko pokazała radości — To dobrze, odparła żywo, będzie nas więcéj, zapewne zostanie przy dworze.
— Tak jest, myślę mu powierzyć tu wyprawę, a sam zostanę z panią, chociaż, do-