Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

mu serce biło tak, że ust otworzyć nie śmiał. Zbrojny już w dubeltówkę i parę pistoletów, Zlewa wrzał chęcią okazania czynem, że gotów był życie dać za Marją. Niekiedy błyskawica blada oświeciła rysy spokojnie mężnéj niewiasty i pełną wyrazu energji twarz mężczyzny; naówczas Juljusz śledził wzroku Marji i z podziwieniem widział w nim tylko bohaterską odwagę, zimne męztwo, i jakąś dumę oblaną staremi smutki.
Hryć powrócił wiodąc konia za uzdę, a nasi podróżni pod jego przewodnictwem spuścili się z wałów, weszli na ścieżkę nad stawem kołującą i posunęli się ku zdala czerniejącym lasom; w cichości postępowała Marja, przestraszona dziewczyna niosąca dziecię, a za nią Juljusz, którego dziwny ten przypadek dziwnie też exaltował. Ta nocna wędrówka, ta straż którą miał spełniać, wszystkie wypadki nocy, spotkanie starca, pieczara, rozmowa, podnosiły go do tego stanu niezwyczajnego dumy, w którym człowiek czuje się silniejszy i jakby podwojony.
Coraz zbliżał się las, w któren weszli nareszcie, a że Marjanna obawiała się co