Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

fić do niéj nie może. Pan Juljusz pozostanie u wnijścia, trzech ludzi zostawiam na górze, na przypadek potrzeby jakiéj, a sam ja tylko się tam uwiniemy z Jednookim, przylecę.
Ot i siedzenie, dodał troskliwie zmiatając połą wyskok, nakształt przyźby dokoła zostawiony, a dla Stasia jest tu pościałka nawet, kupa liści paproci, którém na swoją potrzebę ususzył... to mu niezaszkodzi, podścielemy moją świtę...
— O! z tego nic nie będzie! — wstrzymując Hrycia który już ją zdejmował, rozczulona odezwała się kobiéta — weź mój płaszcz, ja ci zrzucić nie dam odzieży, kiedy masz wracać po słocie.
Kiedy się jeszcze spierali, Juljusz swoją pelerynę zarzucił na kupę liści i już na niéj śpiące dziécię ułożył, Marjanna, żegnając się i modląc i płacząc, siadła u nóg Stasia.
Z twarzy wdowy znikł już piérwszy przestrach mimowolny, odzyskała przytomność i spokój; usiadła na ławie niedaleko Stasia i ciekawie rozglądała się po pieczarze. Juljusz oparty na strzelbie usunął się do wnijścia.
Hryć już miał odchodzić.