żdy tam kątek przypominał chwilę jakąś, do każdéj izby przywiązywało się dawne podanie dziadowskie, a w pokoju Joachima ostatni ślad znikł jego życia. Wiedział Hryć jak strata starego domostwa dotknie Marją, i ze łzą w oku spójrzał na zgliszcza dogorywające; ale płakać nie było czasu, deszcz wilżył wyratowany sprzęt, trzeba go było unieść i zachować do pustego skarbcu, który się teraz bardzo przydał.
Cokolwiek wolniejszy, niedbając już że i blizka oficyna płonęła zajęta, gdy dwór ratowano, Hryć pomyślał o potrzebie uspokojenia swéj pani; pomimo dolegającéj rany, kazał sobie podać konia i pośpieszył do Ładowego gaju.
Kilka razy jeszcze w drodze siwą głowy odwrócił ku dworcowi, który dymił z daleka, jakaś myśl ciężka ucisnęła mu serce, tęskno spuścił głowę na piersi.
— Gdzie ją teraz poprowadzić? — rzekł do siebie — do Starego nie rychło będzie mogła powrócić, nie ma gdzie tam głowy położyć; a dwór nowy chyba za rok stanie... tak! po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.