Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

— O jabym tu został wieki! — szepnął oddalając się niechętnie — pozwól mi pilnować jéj jeszcze...
— Nie! nie! jedź pan do domu, ja zostanę na straży sam, ludzie są dworscy, a panu dłużéj tu bawić niebezpiecznie. Jeśli zechcesz powrócić... dowiedzieć się... znajdziesz nas tu za dni parę. Ale ci nie radzę, — dodał poważnie i smutnie — pomnażać sobie cierpienia widokiem kobiéty, która cię kochać nie powinna i nie może! Jedź! i niepowracaj, to rada przyjaciela.
— Przyjaciela? — z gorzkim uśmiechem spytał Juljusz boleśnie zrażony.
— Przyjaciela, lekarza, co ci gorzki podaje napój, by może wybawić od najstraszniejszéj choroby, od rozpaczy!
— Myślisz żem przez tę jednę noc kontemplacyi, milczenia, nie nabrał już tyle ile potrzeba na całe życie męki?
— Szaleńcze! szaleńcze! — odpowiedział Hryć — idź jeśli ją istotnie kochasz, chceszli i jéj zatruć życie, jak zatrułeś sobie?
I podał mu dłoń drżącą żegnając, Juljusz