Nie rzekł i słowa młody człowiek, usiadł tylko na bliższéj ławie i zdawał się gwałtownie walczyć z sobą; Hryć udawał, że téj walki nie postrzega, począł mówić o rzeczach obojętnych i nie dopuścił mu nawet wspomnieć Marji. Wczorajsze wypadki obfitego rozmowie dostarczały wątku; ale Juljusz rozgadać się nie dał. Po półgodzinném milczeniu wstał, ścisnął rękę starca i odszedł.
Kilka dni upłynęło, gdy dwaj przyjaciele znowu się spotkali w parowie do pieczary wiodącym; Hryć często tu przebywał, Juljusza ciągnęło wspomnienie, do którego potęgi przyznać się nie chciał. Udawał prostą ciekawość.
Ale na ten raz, jakby jéj rozumiéć niechcąc, Hryć go nawet nie wprowadził do wnętrza; usiedli na obrywie gliniastym.
Młody człowiek spokojniejszy zdawał się nieco, a więcéj jeszcze grał spokój, by się mniéj niebezpiecznym pokazać. Poczęli mówić o rzeczach obojętnych, Juljusz wskazał pieczarę.
— Tyś mi wszystkiego nie powierzył przyjacielu, — rzekł powoli, — przebyłem pamiętną
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.