Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

kilka pokoleń dziedziców, przemarzyli i przepracowali długie lata w niezamąconém szczęściu i pokoju, na jednym smętarzu kładnąc się na wiekuisty spoczynek, przykryci jednémi kamieniami, na których siadali za życia obok siebie. I darń równie zielona i bujna wieńczyła mogiły panów i wieśniaków rzędem sypane przy sobie.
Dom państwa Stareńskich miał naówczas głową swą pana Joachima, już nie piérwszéj młodości człowieka, który przeciwko zwyczajowi swych przodków, jakoś leniwo brał się do ożenienia. Prapradziad, pradziad, dziad i ojciec, wszyscy w dwódziestym szóstym roku życia poczuli wolę Bożą i postarali się o poczciwe połowice; panu Joachimowi jakoś od dnia do dnia trudniéj było o postanowienie.
Wziął on w spadku po ojcu zamiłowanie myślistwa nadzwyczajne, do którego że od dziecka się wdrażał, tak wreszcie opętał go ten nałóg, że o niczém inném nie myślał, do niczego innego już czasu nie miał tylko do polowania. Odumarli go młodym bardzo rodzice, kiedy ze szkół zaledwie wychodził; zostawiony sam sobie, bo opiekun poczciwy