Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

a choć gości u siebie rad przyjmował, nieraz ziewnął w rękaw nim się ich pozbył, jeśli z niémi polować nie mógł. Sama postawa pana Joachima okazywała wieśniaka do zbytku zadomowionego, nie dbał bowiem o strój wcale i nie brzydką twarz opalił na cygańską, a że mu włosy nieraz zawadziły w lesie, strzygł je króciuteńko, żadnego wykwintu około siebie potrzeby nie czuł, w sposobie życia i ubiorze najprostszym się obchodząc i wyglądał całkiem na leśnika. Ale pod niepozorną szorstką powierzchownością, biło serce poczciwe, litośne, gorące, w którém głębokie uczucie dojrzewało nie wylewając się na zewnątrz, i małomówny a skromny, nie był tak ograniczonym jak się wydawał. Obcowanie z prostym ludem upoetyzowało wyobraźnię jego, napełniło głowę mnóstwem tradycyjnych wiadomości, zdrowémi zasady świata kmiecego, zasiało rolę żyzną jego umysłu, pracującego w ciszy i skupieniu wewnętrzném. Tak doszedł sobie lat trzydziestu i ani mu się zamarzyło o ożenieniu; gdy jednego poranka jesieni, ujrzał w zamku zebraną gromadę swojéj wioski, któréj kilku siwowłosych