mało razy myślelim o tém i szeptali miedzy sobą, ale do pana przystąpić, a jeszcze z taką prośbą nie raźno; a tu i czas upływa i roczki idą jedne po drugich, a panisko nasze o tém nie duma, potrzeba było nam tę piosnkę zaśpiewać nareście. Jak się tak postarzejecie, to się wam późniéj już żenić nie zechce, a któż nam będzie panował? My chcemy wyhować sobie nowego pana, jakeśmy ciebie wyhodowali; o! to nic nie pomoże.
Pan Joachim dziwnie jakoś, choć dobrze to przyjął od swoich ludzi, uczuł że mu przypomniano obowiązek; pomyślał że mu to serce pierwsze powinno było oznajmić, a to dotąd nie zadrżało dla nikogo; zafrasował się nieco i łagodnie tylko na pokrycie swego kłopotu się uśmiechnął.
— Zapewne, zapewne, — rzekł po chwilce, macie słuszność, jużby to i czas mnie było.
— A jakże nie, świętéj pamięci dziad wasz i ojciec pożenili się zarania, a nieżałowali tego, dorzucił Fedko, i wamby się już nie opóźniać, dohodujecie się pociechy z dziatek, ot i we dworze będzie nam weseléj, i taki nas zostawicie w poczciwe ręce.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.