— Dziękuję wam, dziękuję, — odrzekł pan Joachim — dobra rada, niéma co mówić, alem ja jeszcze nic nienapatrzył.
— Boście i nie patrzyli paneńku, — odparł z ukłonem i uśmiechem poufałym Fedko — jeno tylko zechciejcie poszukać, a znajdziecie.
— Ale, uśmiechając się rzekł pan Joachim, — o ile ja wiém to tu nawet w okolicy nikogo nie widać.
— O! jakto kochany panie, znajdzie się! znajdzie! daleko po żonę jezdzić nie warto, — sentencjonalnie odezwał się Gruzda — ale i po bliżu nie bez tego żeby nie było.
— Ja niko nieznam.
Gospodarze mrugnęli po sobie, widać się już byli i o tém naradzili, a Fedko ośmielony znowu przystąpił z ukłonem.
— A panienka z Sasowa! — rzekł wpatrując się w oczy swojemu paniczowi, bo tak go wszyscy dotąd nazywali.
— Ja jéj nie znam, nie wiém czym ją widział nawet.
— Śliczna panienka — podchwycił szybko Fedko, — nie ma co mówić, hoża, zdrowa, wesoła, i gospodyni jak matka, a takito domo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.