Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

wéj, wiejskiéj hodowli, proszę pana, nie z miasta, a ród poczciwy, pracowity.
— Gwałtembo mnie swatacie widzę! — zaśmiał się pan Joachim zafrasowany.
— Chowaj Boże, chowaj Boże gwałtu! z dobrą radą, z dobrém sercem przyszliśmy, ot i po wszystkiém.
— Ja też radę przyjmuję do serca także i dziękuję wam za nią od niego — odezwał się pan — ale to trzeba pomyśleć, oporządzić się, a chcąc co zrobić, to i grosza nagotować wcześnie, lata były nieosobliwsze.
— Albo to my tego nie wiemy? — odparło żywo kilku gospodarzy razem, — myśmy to sami myśleli sobie, ale na to jest rada. Żebyś tylko panisko chciał posłuchać nas, a niewzgardził dobrém sercem.
— Wierzcie mi, że wam jestem najwdzięczniejszy za przywiązanie wasze.
— No, to i ofiarę przyjmcie, — odezwał się ochoczo i wesoło Fedko, po za siebie sięgając, i w obu rękach podniósł wielką czapkę barankową pełną różnéj monety, którą z pokłonem przed panem położył.
Pan Joachim cofnął się krok i łzy mu w o-