— Hm! hm! tak! tak! oho! patrzcie jacy mi rozumni, nie w ciemię ich bito! ho! ho! w swaty! słyszał! napatrzyli już nawet sami żonkę dla pana! tak mospanie, tak! Pilno im, pilno! Albożto już panu koniecznie tak się prędko żenić; coż to, czy pora minęła czy co? Zapewne, wprowadzić sobie biédę do domu, coby wszystko musiało być raz w raz w porządku i na swojém miejscu, zapewne, jeszcze tego braknie!
Pan Joachim się uśmiechnął.
— A prawda poczęści mój stary, czy to my nie znamy.
— Tak, tak, czy to my nie znamy — podchwycił żywiéj coraz sługa, głośno już, bo okrutnie język swierzbiał, — czy to my nieznamy, nie wiemy jak to bywa. — Ho! ho! pani w dom to choć wszystkim z domu. Alboż to już tak bardzo czas, toć ja panicza na ręku nosiłem, a ja se jeszcze myślę, że podstarzawszy to się będę mógł ożenić; a gdzież panicz odemnie młodszy.
— Jużbo tobie Janie, — odparł rozweselony myśliwiec — poczekawszy, może być zapoźno.
— A! z przeproszeniem panicza — ura-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.