oboje dobrze starzy już ludzie, mający młodziuchną córkę i syna tylko. Byli oni niegdyś majętni, teraz podupadli, dorabiali się powszedniego chleba starości w pocie czoła. Sam pan Stanisław zawołany gospodarz staréj daty, wedle prognostyków, kalendarza i notat dziadowskich prowadzący rolnictwo, niczém się prócz niego niezajmował, sama równie zabiegła gospodyni pomagała mu usilnie; dzieci ich wdrożone do tego życiem rodziców, razem z niemi chodziły od młodu około uczciwego dorobku; dom był co się nazywa gospodarski. Nie było tam krzywdy ludzkiéj, ale niedziela jedna ledwie na spoczynek zostawała, tak się nieustannie krzątano. W niedzielę jechano na mszę świętą i w sąsiedztwo, przyjmowano kogo Bóg dał, i bawiono się zahorowanym spoczynkiem; w inne dni nikt ich nie zobaczył. Stary, już siwy, krzepki i zawiędły mężczyzna atletycznéj postawy, cały dzionek był na szkapie, syn w drugiéj stronie; matka w białym czepcu i cycowym przyodziewku pilnowała dziewcząt swoich, córka wyręczała ją w pracy. Wśród takiego życia nie było czasu na złe myśli nawet, a przytém bogobojne staroświeckie wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.