Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

trzeb życia, gdy w istocie życie tak małem się obejść może! Nic tu nie było dla oka krom kilku starych pamiątek, nic dla pieszczoty ciała, co wypieszcone, nie nowych władz do szczęścia, ale nowych tylko środków dręczenia się, nabywa; nic dla pokazu przed ludźmi i pochwalenia się im fałszywym dostatkiem. A byłato wszakże zamożność w pocie czoła zdobyta, owoc życia całego, Sasów z długów się oczyszczał dla syna, i piękny posażek zbierał dla córki. Już i rodzice wieczorami posiadawszy na kuferkach, szeptali nie raz spoglądając na Marją, że czas by ją wydać za mąż, ale się nikt jeszcze do ich serca nie trafiał, nikt do serca Marji, swobodnéj, wesołéj i niepragnącéj więcéj nad to co miała. Mało też kto bywał u państwa Drohobyskich; sąsiedztwo nie było liczne, i wszyscy wiedzieli że się w Sasowie szumno zabawić nie można. Na marjasza wieczorem przyjeżdżał czasem proboszcz, czasem zakonnik z Podkamienia, na imieniny przywlekło się kilku starych przyjaciół, a we święta większe i któś z dalszych krewnych; ale odwiedziny były krótkie i nic ich nie odznaczało od dni powszednich, tylko