Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

ny, gnój wozić za naszemi! Z jednym Dolotem wszystkiebym w kamysz zapędził.
Prawił Jan długo, od chartów do panny i od panny do myślistwa przeskakując, macał swego panicza z różnych stron i wyszedł ze spuszczoną głową wódkę odnosząc, tak tęskny, że w przedpokoju dwa razy się jej na pokrzepienie musiał napić. Serce jego przeczuwało, że to czego się najbardziéj lękał, spełnić się musi.
Jakoż w kilka miesięcy potém, stały beczki smolne wzdłuż drogi i stawu od lasu do dworu poustawiane z obu stron; dwór w Starem był rzęsisto oświecony cały, a we wrotach wioski, gromada oczekiwała przybycia państwa młodych. Zdala już słychać było wesoły, raźny tentent koni, które wiozły nowożeńców i dzwonki uprzęży wołyńskiéj i klaskanie z batów i hukanie podchmielonych gości. Starzy wieśniacy poglądali z żywą niecierpliwością ku lasowi, zkąd się im miał ukazać powóz weselny, a Fedko Gruzda piérwszy swat w nowiuteńkiéj siwéj świcie, podpasany czerwonym pasem, z pięknym kapturem na plecach wzorzysto wyszywanym, z o-