Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

was nie miałem lepszych przyjaciół, wam ich zostawiam spokojny...
I spojrzał ku bliżéj stojącym. — Podejmujecież się opieki?
Wszyscy płakali, tylko starzec jeden Hryć Soroka z powagą przystąpił ku panu swému.
— W imieniu nas wszystkich, rzekł, przyjmujemy twoją wolę ostatnią i spełnim ją święcie; ale ty żyć będziesz, dla nas... dla nich...
Joachim uśmiechnął się boleśnie.
— Pamiętajcie, powtórzył, zostawiam was opiekunami wdowy i sieroty, teraz mogę umrzeć spokojny. Nieście mnie do domu, z męzką rezygnacyą zawołał, — po Bogu piérwsza ona i sierota. Ty xięże idź przodem i przygotuj ją do ciosu; mnie powoli poniosą przez wioskę, pożegnam się z moją gromadą... Życie zatrzymam w sobie, bo muszę ją pożegnać... i jego biednego robaczka, pobłogosławić na życie.
Łzy puściły się z oczu słabnącego, ścisnął za rękę xiędza i wskazał mu na dwór.
— Idź przodem, powtórzył cicho, powoli, ostróżnie powiedz co się stało — tak Bóg chciał.