no rozeszli się gospodarze po chatach, przed których przyzbami stały jeszcze kobiéty spoglądając na dwór i szepcząc cóś pomiędzy sobą. Cała wieś była w poruszeniu i nikt prócz drobnych dzieci oka nie zmrużył, bo głęboko wszyscy czuli stratę i szczerze pragnęli wspomódz pozostałe sieroty.
Hryć pożegnawszy braci przyzostał u chaty, usiadł znowu na kamieniu, i do czarnego zmierzchu z wlepioném okiem w blask świec gorejących u katafalku pozostał; potém wolnym krokiem śpierając się na kiju pociągnął się ku dworowi.
Jakże tu teraz było smutno, jak jedna chwila kirem oblokła wszystko! nawet to co nie cierpi z człowiekiem i boleści jego nie dzieli, zdawało się mieć wyraz smutku: drzewa szeleściały jakby pacierzem mogilnym, wiatr świstał z jękiem płaczliwym, mglisto płonęły żółte świece i lampy przy nizkim katafalku, a na każdéj ludzkiéj twarzy przebiegająca śmierć wyryła piętno swoje, piętno zdumienia i strachu.
Wielka sień starego domostwa stała otworem drzwiami i oknami; w pośrodku niéj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.