na tapczanie pokrytym kobiercem zżółkły już trup z założonemi na piersiach rękoma, czekał na ostatnie swe łoże i szczupły domek drewniany, co szczątki jego miał zamknąć na wieki. Jesienny powiew szumiał w bliskich drzewach i liście z nich pożółkłe chwilami wpędzał do izby, smutnym wieńcem zeschłéj zieleni, strojąc łoże śmiertelne, rozdymając światło które kopcąc gorzało długiemi knoty i świszcząc w przebiegu...
U nóg zmarłego na ziemi, siedziała spłakana pani Joachimowa i dziecię-sierota usnęło po płaczu... dla niéj łzy tylko wypoczynkiem były — zatopiona w myśli chwilami zdawała się jak nieprzytomna, to znów budziła się łkaniem i jękami.
Głos poczciwego xiędza przypominający jéj Boga i dziecię, sam jeden rozpacz hamował, którą widok zmarłego podbudzał.
Jana nie było jeszcze z powrotem, choć pojechał rano.
Hryć przyszedł powolnie, stanął we drzwiach, przeżegnał się, pomodlił, westchnął i oczekiwał na cóś. Obłąkany wzrok wdowy padł na niego po chwili, i starzec
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.