Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

ca, którego schwytał za cugle i wstrzymał krzepką dłonią.
— Kto tu śmie huczeć, — zawołał potężnym głosem — a to ty Janie! — rzekł zdziwiony poznając sługę nieboszczyka — to ty? co ci się stało?
Jan z rozczochranym włosem siwym, z błyszczącém dziko okiem, krwią i łzami nabiegłém, z twarzą pałającą, w odzieniu rozwianém i oszarpaném, bez czapki, zdawał się zupełnie nieprzytomny; trzymał w drugiéj ręce róg tylko co od ust odjęty, uśmiechał się i był jakby pijany. Sladu boleści na twarzy jego nie widać, tylko obłąkaniem zmieniona do niepoznania.
— Co ci się stało? oszalałeś, — powtórzył Hryć chwytając za cugle konia, który robił bokami zasapany i choć zlany od potu, rwał się bo go jeździec naglił jeszcze — Pan na marach...
— Jadę do dworu! do dworu, puszczaj mnie! jutro wielkie polowanie! wracam od księży z pod Kamienia, prosiłem wszystkich z przeorem na obławę.... Ogromny odyniec w lesie! trzeba go koniecznie zabić, inaczéj