Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

nas wszystkich poźre... krew będzie się lała... wszyscy poginą... śniło mi się dziś rano...
— Ale co ci jest Janie! w głowie ci się przewraca, pan na marach!
— Kto to mówi że pan na marach! A to ty zbójco, złoczyńco, coś go zabił! — zakrzyknął stary schwytując się z konia i przypadając do Hrycia... — bezczelne kłamstwo, odszczekasz mi je. Sam wyprowadziłem go dziś na polowanie, był zdrów, uśmiechał się, to fałsz, to zdrada! to zabójstwo!...
Nim Jan miał czas scisnąć za gardło wieśniaka, bo się do niego zamierzył, już go ten pochwycił silnie za obie ręce, i tak skrępowanego zawrócił z sobą ku chacie, obawiając się żeby krzyk i trąbienie biednego obłąkanego, nowego niepokoju nie było przyczyną we dworze.
— Chodźmy, — rzekł mu Hryć — we dworze pusto, państwo wyjechali, ludzie śpią, przenocujesz u mnie.
Jan słuchał i niesłyszał, z wielkiego gniewu, pokonany, przeszedł nagle do wesołości straszniejszéj jeszcze.
— Wyobraźcie sobie Hryciu, — rzekł za-