matkę naszą jak własną córkę kochał, wszystkich jej nieszczęść będąc świadkiem, wiem, iż czując się blizką zgonu, prosiła wojewodę do siebie, i z łoża powstawszy, z wysileniem wielkiem do nóg mu upadła, dziękując za wyniesienie swe, a razem błagając go za dziećmi swemi, aby im krzywdy czynić nie dał, prawdziwie ojcowskiem sercem je miłując. Ostatni to był wysiłek nieszczęśliwej kobiety, która go zgonem tejże nocy przypłaciła.
Wojewoda słysząc boleściwy jej głos, widząc zbladłą a zalaną łzami twarz, sam też od łez powstrzymać się nie mógł, gdy mu raz ostatni otwierając serce przedłożyła wszystko co wycierpiała, co przebyła z pokorą, i jako wcale nie pragnęła zaszczytu i korony- która dla niej była cierniową. Pogrzeb nieboszczki matki naszej, pod wrażeniem żalu dotkliwego, odbył się ze wspaniałością wielką, a nikt z familji wojewody przybyć nie chciał, a staraniem pokątnem nieprzyjaciół matki, trumny nawet do grobów familijnych nie wstawiono, ale ją na uboczu w pospolitych grobach umieścić kazano, aby i po śmierci prochy jej nie zmięszały się z kośćmi pańskiemi.
Wojewoda dosyć z przyczyny tego powtórnego małżeństwa ucierpiawszy, znękany, coraz starszy, po śmierci matki, ażeby się z rodziną pojednać i zgodę przywrócić, nas ofiarował się poświęcić. Obiecywano mu powrócić ulubionego syna Stanisława, z warunkiem, aby mnie i siostrę Teresę do stanu duchownego przeznaczył, do klasztoru zawczasu oddając. Zgodził się na to natarczywością rodziny złamany wojewoda, i dla dziecinnego naszego wieku, naprzód nas do oddalonej majętności wysłał, kędy uboga krewna zajmowała się wychowaniem naszem, a gdyśmy nieco podrośli, natychmiast, dotrzymując słowa, mnie do OO. Jezuitów oddał, siostrę do Lwowa do pp. zakonnic wyprawił.
Wiek, choroba, znękanie nieboszczyka rodzica, naleganie familji, dokonały tego, że się prawie nas zaparł, i żeśmy jego serca dla nas mało mieli dowodów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.