w sobie, zimny, szyderski i do raz postanowionego celu idący z uporem, choćby mu największe przeszkody zwalczać było potrzeba. Wzmagały one tylko jego zaciętość młodzieńczą. Duma rodowa, pewność siebie, czyniły go w obcowaniu nieznośnym, chociaż w istocie gdy namiętności cichły, zdolnym był i miłym nawet, rozsądnym i wykształconym pełnym szlachetnych uczuć człowiekiem. Ale w nim na przemiany zło i dobro z kolei przemagało, a miał to sobie za zasadę, że wartość ludzi zależy od pozbycia się serca i tkliwości, zwalczenia tego, co zwał słabością. Usposobienia do szyderstwa nabyte w obcowaniu z rodziną L. nie dawało mu najczęściej widzieć strony rzeczy i spraw ludzkich prawdziwej, dopatrywał prędzej i łatwiej ułomności i śmieszności niż dobrego się domyślał; stosunki rodzinne, położenie u dworu, związki, znajomości, dawały mu wielką w istocie przewagę i oręż przeciwko nam silny.
Nie będąc już obowiązanym powracać do zarzuconej sukienki nowicjatu, potrzebowałem zająć się czemś, i coś na przyszłość przedsiębrać, alem to od dnia do dnia odkładał, bo z domu oddalić się nie mogłem na długo, zmuszony czuwać i opiekować się siostrą.
Próby zawiązania znajomości i stosunków ze znaczniejszemi domami za pośrednictwem starosty, wcale się nam nie powiodły. Sam on nie najlepiej był widziany, my jeszcze gorsze znaleźliśmy dla siebie usposobienie, objechaliśmy dwory, wszędzie nas grzecznie, zimno, odstręczająco przyjęto, tak że nigdzie potem powracać nie mieliśmy ochoty. Stanisław i jego rodzina lekceważeniem nas wpłynęli na sąsiadów; siostra więc i ja grzecznie odepchnięci, zostać musieliśmy w domu, szukając w nim sobie zatrudnień. Mieliśmy po ojcu znaczną bardzo bibljotekę, a ja dla siebie myśliwstwo i stajnię. Dla Teresy nie młodą już wdowę, daleką krewnę ubogą, uprosić musiałem do towarzystwa, sam obchodziłem się bez ludzi, czytając, jeżdżąc i polując po dniach całych.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.