Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

modląc się i Bogu dziękując, że nam dał czas do pokuty, usnąłem. Od tej chwili, jakby życie nowe wstąpiło we mnie, począłem prędzej do sił i zdrowia przychodzić. Pomimo polepszenia mojego stanu, milczano i unikano jeszcze poważniejszej ze mną rozmowy. Kilka razy starałem się do niej skłonić Ojca Ignacego, odpowiadał mi zawsze surowo:
— Przyjdzie na to chwila.
Na ostatek, gdym się upierał, zakazał mi pod posłuszeństwem samemu o tem poczynać rozmowę.
Czekałem więc cierpliwie, aż mną rozporządzi.
Nierychło potem, gdym już mógł wychodzić i przechadzać się po ogrodzie, przybył mój stryj, kilku krewnych, i po odprawionej spowiedzi, otrzymanem rozgrzeszeniu, komunji i nabożeństwie, O. Ignacy wezwał mnie przed radę familijną, w której uczestniczył.
Prosiłem, aby mi naprzód głos zabrać wolno było, i przyznawszy się do mej zbrodni, wyraziwszy szczery żal za nią, oświadczyłem przed rodziną, że postanawiam zamknąć się na resztę żywota w klasztorze, by za bratobójstwo odpokutować.
Pod koniec mojej mowy, przerwał mi O. Ignacy, mówiąc, że chociaż Bóg mi przebaczył i skrucha zmazała winę, żaden jednakże klasztor nie przyjął by tak łatwo tego, który pierwszy w zapamiętałości rzucił się na brata. Dodał, że pokuta w klasztorze jest łatwa, i dla tego samego ona mi się nie należy, bo cięższą żyjąc na świecie w dobrowolnem odosobnieniu, ponieść powinienem. Był już O. Ignacy, jak się zdaje wcześnie przez rodzinę uproszony, a szczególniej przez brata Stanisława, aby mnie od mojego postanowienia odwiódł.
Gałąź domu naszego, po wstąpieniu do klasztoru starszego, kończyła się na mnie, nie chciano aby majętności przechodziły w dom obcy przez zamężcie Teresy, lub na inną rodziny naszej linję z którą stosunki były oziębłe od dawna i nie zbyt przyjazne.
Wszyscy więc, opierając się na słowach O. Ignacego, prosić, zaklinać, rozkazywać powagą swoją za-