Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

której przysługę pragnął uczynić. Poniatowski ciekawością też pustelni mej, o której zasłyszał, silnie był pociągnięty. Nie widziałem był dotąd króla JMci oprócz na talarach.
Letniego dnia jednego z południa, ludzie posłyszeli stukanie do bramy zawartej wedle zwyczaju, u której zawsze straż stała; zbliżył się do okienka odźwierny, i ujrzał dwie osoby dopominające się mocno, aby je wpuszczono. Ilekroć bowiem podobne trafiły się wypadki, była dyspozycja ogólna, aby odźwierny, czym ja miał się z kim widzieć, czy nie puścił każdego, i przyjmował podróżnych; po większej jednak części mówiono, żem doma nie był. Stało się tak i tym razem, gdy król z generałem zastukali, stary im odryglował i na żądanie wprowadził do tak zwanego foresterium.
Na zapytanie, gdzie pan? odpowiedziano z razu, iż w domu go nie ma.
— Otóż ja, mój kochany — odparł król odźwiernemu — ja wiem że jest i widzieć się z nim muszę, a ponieważem przewidywał że mnie tu tak przyjmiecie, macie oto gotowy list, który go natychmiast pod gardłem oddajcie.
Nie opierał się odźwierny. Byłem w bibljotece na czytaniu św. Augustyna, gdy zapukawszy, sługa mi pismo w kopercie doręczył. Poznałem pieczęć królewską, w środku na papieru karcie, jakiego król zwykle używał, stało jego własną ręką wielkiemi literami:
„Widzieć się z Jegomością, panie kasztelanie życzę.
Stanisław król.“
Przyznaję się, że mnie te odwiedziny z razu nie mało skłopotały, alem natychmiast wyszedł przeciwko królowi JMości jakem stał.
Król w podwórcu opatrywał z generałem dom mój, z żywą przyglądając mu się ciekawością. Przystąpiłem doń z poszanowaniem, cały pomięszany, prosząc aby dom mój zaszczycił wstępując doń.