Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

na jego dworze i choćby na dzień jeden do stolicy zjeżdżać.
Po królu zjawił się jeszcze z naleganiem O. Ignacy; namówiono znać mojego spowiednika także; zewsząd spłynęły się na mnie przekonywające dowody, żem był moją pustelnią opuścić powinien, lub w jakikolwiek sposób do życia czynnego się przygotować, które choć późno, rozpocząć na nowo byłem zmuszony.
Wyrwał mnie z pustelni dopiero smutny obrzęd pogrzebu siostry mojej i obowiązki opiekuna nad jej synem. Musiałem opuścić ukochaną już Tebaidę moją; chwilowo naówczas skłonił mnie dyrektor sumienia, abym przynajmniej pokuty się nie wyrzekając tryb jej odmienił. Przedsięwziąłem więc jako nowicjat do życia, podróż pieszą i ubogą niekiedy tylko chwilowo powracając na stare łożysko.“




Przeszła już była burza, a księżyc na pogodne wszedł niebo, gdy p. Marcin księgę notat gospodarza złożył zadumany. Obliczał się właśnie z datami, że pokuta jeszcze w Barcinie dokonaną została, domyślił się też łacno iż ów ksiądz staruszek jeżdżący po kweście na ołtarz Jerozolimski musiał być zapewne bratem Żeligi; naostatek dumał chmurny jak się to wszystko skończy szczególniej z panną Agnieszką, dla której afekt kasztelana bardzo był widoczny. Mimowolnie wszakże historja matki kasztelana, nabawiła go niepokojem o los krewnej, która wnijść mogła do rodziny dumnej jak tamta, aby cierpieć jak ona i srodze przepłacić wyniesienie swoje.