wydawał! Zaprawdę przyjdzie mi pożałować owych lat szczęśliwych, kiedym u was był Żeligą, przybłędą, a dziś, dziś, dorzucił smutnie, przeczytaliście dzieje moje, i ot już serce straciliście do mnie...
— Kasztelanie, nie mówcież tak — zawołał z kolei pan Marcin — kochamy was pewnie nie mniej ani gorzej jak w on czas, ale wiemy co tobie od nas należy, a samo życie twe i cierpienia więcej cię czyni dla nas niedostępnym, i szanownym niżeli imię i bogactwa.
— Już mówcie sobie co chcecie, a stanąć u mnie musicie.
— Co ja, z przeproszeniem starszych, — przerwała pieszczona Justysia, — to doprawdy tych ceremonij nie rozumiem.
— Ani też ja... — mruknęła chętnie potakująca matka (która o rękopiśmie nic nie wiedziała), juściż mężu kochanie, jeśli pan kasztelan taki grzeczny i łaskaw, to nam tam pewnie lepiej będzie...
Nie dokończyła, spotkawszy wzrok męża, który surowo jakoś na nią spoglądał, kasztelan tego dostrzegł i nagle osmutniał.
— Róbcie jak wam dogodniej — dodał z powagą, ale mi odmową uczynicie wielką przykrość, będzie to brak zaufania, i zbytni szacunek tego, co świat czci do zbytku, grosza i imienia. Ja zaś powiadam wam, że jako was kochałem i szanowałem wprzódy, tak gdyby na was królewstwo spadło i korona na głowę, serca bym nie zmienił pewnie.
— Kasztelanie dobrodzieju — zakrzyknął p. Marcin — nie krzywdźcie serc naszych, a zrozumiejcie szacunek z dobrej, a nie ze złej strony. Zresztą, co powiesz familji i przyjaciołom gdy spytają dlaczego stojemy u ciebie gościną?
— Powiem im — zawołał kasztelan — oto są prawdziwi druhowie i rodzina moja, bo oni mnie przytulili gdym był ubogi, bez imienia, gdy posądzać mnie mieli prawo raczej o złą niżeli o dobrą przeszłość...
Nastąpiły uściski i rozczulenie powszechne,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.